

Szczególnie ekscytujące było wyjście z portu na pełne morze, mimo, że to akwen zatokowy.
Fajnie było popatrzeć na oddaloną Gdynię, molo w Sopocie nie prezentowało się szczególnie z tej odległości. Mniej więcej po godzinie dzieci poszły spać, zaś ja ze szwagrem rozpocząłem degustację piwa wniesionego nielegalnie na pokład.
Pierwszy kurs rozpoczyna się o godzinie 8:30, co równałoby się pobudce o 6-tej rano, która z pewnością zakończyłaby się kwaśnym humorem wśród dzieci przez cały dzień. Drugi rejs jest o 13:10 (tym płynęliśmy), natomiast opcje powrotne są dwie – pierwsza powrót do Gdańska o 22:00 (nie do przyjęcia!) lub półgodzinny pobyt w Helu. Ten wariant wybraliśmy.
Ponieważ znam Hel dość dobrze – nie roniłem łez. Natomiast z pewnością dla bezdzietnych wartą uwagi będzie wycieczka w celu zwiedzenia stanowiska niemieckiej baterii nadbrzeżnej 402 mm, bodaj największej tego typu w czasie drugiej wojny, czyli działa Nawarony mogą się schować :) Ponadto są ciekawe pozostałości umocnień z czasów wojennych i zabytki zgromadzone w skansenie broni morskiej. W dniach od 31 lipca do 3 sierpnia można było zostać ostrzelanym przez liczne grupy miłośników militariów, którzy w liczbie około 150 osób odtwarzali sceny z lądowania w Normandii podczas imprezy D-Day Hell.

Na zdjęciach:
1. Katamaran "Opal" wychodzi z portu w Gdańsku.
2. Pomnik Obrońców Wybrzeża na Westerplatte widziany z pokładu "Opala".
3. Herb miasta Hel.
4. Plakat z tegorocznego D-Day Hell
1 komentarz:
Fajna notka. Potwierdzam każdy szczegół opisu - sama byłam uczestniczką rejsu. Cieszę się, że na Westerplatte powstanie skansen i muzeum. Pewnie za parę lat się tam wybiorę.
Prześlij komentarz