Polska prasa okrzyknęła film "Taras Bulba" jako antypolski. Trudno się nie zgodzić z tą opinią, ale jeśli chciałoby się być precyzyjnym, to należałoby uznać obraz Vladimira Bortko za raczej anty-ukraiński. Reżyser pokazał konflikt kozacko-polski jako krwawy i bezlitosny, Polaków jako okrutnych traktujących Kozaków jak bydło. Do tego miejsca nie widzę ahistoryczności w filmie. Problem pojawia się raczej gdy autor zaczyna wmawiać odbiorcom, że Kozacy to Rosjanie, zaś ze współczesną Ukrainą nie mają nic wspólnego. Szczególnie groteskowo wygląda tęsknota Zaporożców za carem. Niewątpliwie każdy kto liznął nieco historii wie, że car, a właściwie caryca rozwiąże problem kozacki raz na zawsze w sposób o wiele bardziej krwawy i ostateczny, niż Polacy.
Nasi rodacy są raczej ukazani w sposób taki, w jaki często dotychczas ukazywani byli Niemcy w filmach o Drugiej Wojnie Światowej. Giną dziesiątkami w sposób co najmniej głupi. Autor uprościł wiele aspektów militarnych. Uznał, że każdy Polak na koniu to husarz ze skrzydłami, a każdy piechur to wybraniec.
Ewentualnie można podobnie jak film "1612" zaliczyć go do
historical fiction, spłukać niesmak zimnym piwem, odłożyć na półkę i zapomnieć.
Ale jest w tym filmie też sporo plusów. Przede wszystkim "Taras Bulba" to niezły kozacki klimat. Zaporożcy są brudni, spoceni, maja osełedce, wąsy, kąpią się w dziegciu i dużo piją. Czyli zupełnie jak u Hoffmana. Ale Sicz jest w "Tarasie" pokazana w pełnej krasie. Mamy najazdy kamery na osiedle, możemy sobie popatrzeć na nieregularną, drewnianą zabudowę, popatrzeć na cerkiew i wodowanie czajek. Słowem - wypas! Masa sztandarów do podejrzenia, niektóre skopiowane z "Ogniem i mieczem", ale niektóre zupełnie nowe. Świetnie są też pokazane obyczaje kozackie, tj. przyjęcie czerńca do kurzenia, obalenie starego atamana koszowego i wybór nowego, ceremonia "pomazania" nowo wybranego koszowego, błogosławieństwo w cerkwi przed wyprawą, przygotowanie czajek do wyprawy na "przemysł". Wszystkie te elementy składają się na konkluzję: antypolski, czy nie, warto jednak zobaczyć. Bo gdy odrzucimy wstrętną propagandę, to pozostanie nam fajny film z gatunku żupana i szabli.
Najlepiej niech każdy obejrzy i sam oceni...
Zaś aby w pełni ocenić wspomnianą produkcję - najlepiej zapoznać się także z pierwowzorem literackim pióra Antona Czechowa. Co ze szczerym sercem polecam!
1 komentarz:
O ile pamiętam w carskiej Rosji istniało 13 "krain kozackich" zorganizowanych na sposób wojskowy i będących "strażnikami" imperium - tylko jedną z nich stanowili Kozacy Zaporoscy. Większość tych grup pochodziła od Kozaków Dońskich (Jaickich), którzy byli osadzani lub sami osiedlali się w różnych częściach imperium, w ramach akcji kolonizacyjnej. Dlatego obecnie jest takie pomieszanie pojęć i resentyment Kozaków za dawną Rosją, a sami Kozacy chociaż nie są już strażnikami władzy carskiej to nadal są strażnikami rosyjskości na terenach, gdzie mieszkają.
Prawdopodobnie to zjawisko przełożyło się na film, który oglądałeś, bo wsród samych potomków Kozaków Zaporoskich lub tych, którzy uważają się za ich potomków i kontynuatorów tradycji jest duże zamieszanie i duży sentyment do carskiej Rosji (co jest wynikiem niestety działań komunistów i tego, że ok. 60% dzisiejszych Ukraińsców mówi w domu po rosyjsku, a ukraiński żywioł narodowy przetrwał tylko na ziemiach II Rzeczpospolitej, gdzie władze nie były tak bezwzględne w wynaradawianiu jak na wschodzie (i dlatego nas tak nienawidzą - co widać w filmie, a Rosję kochają).
Prześlij komentarz