Dziś wieczorem wysłaliśmy dzieciaki do babci i z żoną poszliśmy do kina. Przez ułamek sekundy zastanawialiśmy się, czy w śnieżny i mroźny wieczór nie rozgrzać się gorącą "Australią", jednak wybraliśmy wehikuł czasu. Na niecałe dwie godziny przenieśliśmy się do roku 1968 do Legnicy. A była to jedna z najbardziej wstrząsających przygód w moim życiu.
Nie będę się rozpisywał w tym miejscu o filmie, bo nie jest to vortal poświęcony dziewiątej muzie. "Mała Moskwa" to obraz wstrząsający ukazujący nam horror życia w tamtych czasach. Niezwykle zdumiewającym odkryciem po obejrzeniu tego dzieła jest wniosek, że nie jesteśmy jedynym narodem, który cierpiał w powojennej historii Europy. A najbardziej szokujące jest to, że Rosjanie to też ludzie. Nie zaś potwory, jak próbują nam to ostatnio wmówić dziennikarze i niektórzy radykalni politycy.
Film zdecydowanie dla ludzi myślących i czujących. Jeden z najlepszych jakie widziałem. Na pewno do niego jeszcze nie raz wrócę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz