czwartek, 30 października 2008

Kataphraktoi


Katafrakci to najcięższa jazda w starożytności, różnie uzbrojona w zależności od pochodzenia. Moja ciężka kawaleria pochodzi z helleńskiego państwa Seleucydów. Uzbrojona w metalowe kirysy, laminowane naramienniki oraz nagolennice. Oddział mój jest wzorowany na brązowej statuetce pochodzącej z Mezopotamii, a znajdującej się obecnie w muzeum Luwru. Nie możemy z pewnością ustalić stopu z jakiego wykonane było uzbrojenie, ale była to prawie na pewno odmiana brązu, podobnie jak w innych zbrojach typu helleńskiego. Bronią katafrakty był kontos, czyli włócznia kawaleryjska, ciężki miecz i być może łuk. Barwa płaszczy jest zgodna ze źródłami starożytnymi opisującymi paradę w mieście Dafne w Syrii. Konie były opancerzone ladrami łuskowymi wykonanymi prawdopodobnie z brązu. Nie ma pewności, czy helleńscy katafrakci używali masek, gdyż statuetka z Luwru być może przedstawia po prostu twarz mężczyzny z brodą. Jednak późniejsze maski bojowe z Bizancjum sugerują helleńskie korzenie. Pewności nie ma, ale czyż kataphraktos w masce nie wygląda bardziej ekscytująco?



Na zdjęciach:
1. Figurki metalowe firmy Magister Militum, skala 10 mm, malowanie październik 2008.
Podstawki kompatybilne z systemem Warmaster Ancients.
2. Katafrakta Antiocha III widziany oczami Igora Dzisa, na tej ilustracji się wzorowałem malując swój oddział.

wtorek, 28 października 2008

Czehryński Pułk Kozaków Rejestrowych 1648 r.


Skoro są już opracowane zasady demo do systemu „Ogniem i Mieczem”, najwyższy czas przygotować armię. Ponieważ najmniejszy wariant rozgrywki to potyczka, wystarczającym oddziałem do tego typu starcia będzie pułk kozacki. Oto jak wyglądam na tę chwilę z figurkami:

Kadra:

1. Dowództwo pułku – pułkownik Stanisław Krzeczowski (alias Krzyczewski) – wykorzystam tu model pułkownika z buławą oraz dobosza i chorążego pieszo.
2. Kwarciana Chorągiew Kozacka – podstawka dowództwa pancernych i podstawka pancernych z arkebuzem i szablami
3. Kwarciana Chorągiew Dragonów – podstawka dowództwa dragonów i podstawka dragonów

Te dwie chorągwie kwarciane to oddziały polskiej „żandarmerii” mające baczenie na rejestrowych kozaków. Występują tylko w przypadku grania po stronie armii Rzeczypospolitej. W przypadku rozgrywki armią powstańczą, można na ich miejsce wprowadzić dwie watahy czerni kozackiej (czyli 12 podstawek mięsa armatniego).

Etat:

1. Kozacy rejestrowi pod dowództwem asawuła Iwana Barabasza – zestaw składający się z 5 sotni, czyli podstawka dowodzenia i 14 podstawek rejestrowych kozaków.
2. Semeni pod dowództwem atamana Iwana Bohuna – podstawka dowodzenia jazdy zaporoskiej plus jedna podstawka semenów (na razie nie wyprodukowani, muszę znaleźć zamiennik)

Rezerwa:

Lista ta obejmuje kozaków rejestrowych zamieszkujących chutory i słobody, którzy stawiali się na wezwanie pułkownika w rejonie koncentracji tworząc sotnie.

1. Mołojcy – 3 sotnie (na razie nie wyprodukowane, poczekam)
2. 2 sotnie kozaków konnych – druga i trzecia część zestawu jazdy zaporoskiej, w momencie powołania zasilają oddział semenów Bohuna.

Tabor:

1. Zestaw 3 lub 6 wozów taborowych.

Czyli w najbliższym czasie czekają mnie zakupy. Muszę kupić wozy taborowe i jazdę zaporoską, a jak się pojawią mołojcy to koniecznie nabędę ich trzy sotnie. Podobno już wyprodukowano dwa nowe modele figurek rejestrowych, więc dwie sotnie dokupię, ale już zawierające nowy wzór, aby wzbogacić kolekcję.

Ponieważ nie istnieją żadne źródła dotyczące barwy pułku Czehryńskiego – postanowiłem pomalować figurki zgodnie z wizją Jerzego Hoffmana z filmu „Ogniem i Mieczem”, oraz anonimowego XIX wiecznego artysty, autora obrazu „Iwan Bohun pod Beresteczkiem 1651”.

poniedziałek, 27 października 2008

Wojny kozackie w dawnej Polsce

Nadeszły złote czasy, gdy książka jest tańsza niż butelka piwa. Tę pozycję kupiłem na Allegro za 2 złote i pochłonąłem w jeden wieczór. Podobnie jak wspomniane piwo. Tyle, że piwo wysikałem, a po lekturze coś mi w głowie pozostało. Ale odbiegłem od tematu :).

"Wojny kozackie w dawnej Polsce" prof. Zbigniewa Wójcika są de facto pracą zbiorową. Opatrzone solidną dawką ilustracji, fotografii i map stanowią solidny fundament i swoisty wstęp do dalszych badań stosunków polsko-kozackich. Wbrew sugestywnej okładce, nie są opracowaniem jedynie na temat powstania Chmielnickiego, ale traktatem o kozaczyźnie zaporoskiej, a właściwie zarysem problemu. Po lekturze tego wydawnictwa łatwiej zagłębić się we wskazaną przez autora bibliografię, mając pewną podstawę do dalszej lektury. Godna uwagi pozycja ze względu na bogatą oprawę graficzną. O cenie już nie wspomnę.

niedziela, 26 października 2008

Secesja

Figurki są wszędzie! Niedługo dotrą do kuchni i między cukierniczką, a solniczką ujrzymy przemykających się spadochroniarzy niemieckich. Aby nieco rozładować zapchane półki w gablotach i na regałach postanowiłem zainwestować w gablotki, które będą służyły wyłącznie do przechowywania figurek. Szukałem najpierw na Allegro, ale nic z tego nie wyszło. Oferowane były tylko albo zabytkowe, albo jakieś olbrzymie. A ja potrzebowałem czegoś niewielkiego, co mógłbym wedle uznania przemieszczać. Znalazłem odpowiednie gablotki w sklepie Ikea. Mebelek nazywa się Bås i jest to skrzyneczka ze szklanym wiekiem, oraz zaczepem do powieszenia z tyłu. Następnie wybrałem się do sklepu budowlanego, kupiłem kilka listewek o szerokości 4 cm i bejcę rustykalną do drewna. Z listewek zrobiłem półeczki, całość pomalowałem bejcą. Efekt końcowy zadowolił mnie, a także żonę i teściową :). Najważniejsze, jest to, że tego typu gablotek mogę wykonać tak dużo, ile jestem w stanie upchnąć do nich figurek. Są na tyle ustawne, że mogę je powiesić niemal wszędzie, no może niekoniecznie w łazience :). Moim zdaniem wyszło nieźle:

piątek, 24 października 2008

Steven Saylor - Rzym

Legenda jest historyczna, podobnie jak historia jest legendarna.” – Alexandre Grandazzi

Rzym to bardzo ciekawy zbiór opowiadań traktujący o powstaniu Wiecznego Miasta „na surowym korzeniu”, a następnie ukazujący nam jego ewolucję. Ewoluują także mieszkańcy, ludzie z krwi i kości, którzy mają swoje codzienne problemy, ambicje i marzenia. I jak to często bywa, tak pochłonięci swoim codziennym życiem, że brak im czasu, aby spojrzeć wstecz. Najbardziej dla mnie urzekające w tym zbiorze opowiadań jest to, że są spięte w całość wieloma klamrami. Pierwszym wspólnym mianownikiem jest Fascinus, starożytny amulet przekazywany z pokolenia na pokolenie. Drugą klamrą są dzieje rodów Potycjuszów i Pinariuszów. Jednak największym uznaniem darzę zamysł, aby wydarzenia quasi-historyczne przedstawione w opowiadaniach, w dalszych epizodach były ukazywane jako legenda, zniekształcone i przeinaczone przez czas i ludzi. Idąc tym tropem bardzo łatwo uwierzyć, że legendy Rzymu opiewają prawdziwe wydarzenia. Możemy poczuć sympatię i antypatię do zwykłych ludzi, którzy po upływie wieków staną się półbogami. Widać to na przykładzie zwyczajnego podróżnika, przez potomnych nazwanego i czczonego pod mianem Herkulesa. Romulus i Remus wydają się być zwyczajnymi młodzieńcami. Dopiero potomni będą ich czcić niczym bogów. Istnieje także zdumiewająca odwrotność tego zjawiska. Sulla już się nie wydaje takim krwawym demonem, Scypion Afrykański staje się zwykłym człowiekiem wraz z jego małostkami. Jedynie Juliusz Cezar wciąż wydaje się wielki i niezrozumiały.

Książkę czyta się z największą przyjemnością, miło jest przenieść się do czasów gdy po Rzymie dyktatorzy i senatorowie, ale także kury i kaczki przechadzają się wąskimi uliczkami, a samo miasto jest tak niewielkie, że w godzinę można je obejść dookoła. Mimo, że to raczej historical fiction, to zgodzę się tu z brytyjskim historykiem, profesorem Timem J. Cornellem, że „historia zawsze zawiera element fikcji”.

Sojusz antyrzymski


Pierwsze dziesięć tur kampanii w Warmastera mamy już za sobą. Na skutek działań dyplomatycznych udało mi się dogadać z Partami i z Macedonią, a następnie wykuć silny blok skierowany przeciwko Rzymowi. Każdy z członków sojuszu nie zasypuje gruszek w popiele, Makedonowie wysłali armię na Kretę, Partowie zajęli Syrię, generalnie pozostaje mi coraz mniej możliwości działania. Moja armia wylądowała na Cyprze. Mimo iż obecnie Monarchia Seleukidów kontroluje najwięcej prowincji, to moja sytuacja strategiczna nie przedstawia się kolorowo. Podczas gdy sojusznicy będą gromadzić kolejne prowincje pod swoimi berłami - mnie nie pozostanie nic innego jak rozpocząć działania zaczepne przeciwko Cesarstwu Rzymskiemu. Co zrobią wówczas sojusznicy? Historia mówi, że nic...

środa, 22 października 2008

Alalai!


Alalai! - ten okrzyk bojowy wznosili falangici macedońscy opuszczając swoje sarissy niedługo przed wejściem w zwarcie z przeciwnikiem. I taki okrzyk wzniosłem ja, gdy skończyłem pierwszą z czterech phalangarhii, które znajdą się w mojej armii Seleukidów. Sarissy moich falangitów są krótsze od macedońskich, w rzeczywistych rozmiarach miałyby około 5 metrów. Wiem, że brak dowodów, to żaden dowód - na używanie krótszego wariantu tej broni przez armie Diadochów, ale po prostu z przyczyn praktycznych zrobiłem je nieco krótsze. Jednostka ta została przygotowana na potrzeby grania, w związku z tym nie trzymałem się ąż tak ściśle realiów epoki. Choć naprawdę nie jest wykluczone, że falangici seleukiddzy i ptolemejscy używali krótszej wersji sarissy, która mierzyła od 5 do 8 metrów. W mojej armii używają :)

Na zdjęciu:
Sarissophoroi czyli "Nosiciele Sariss", najlepsza formacja piechoty czasów Filipa II Macedońskiego do czasów straszliwych klęsk pod Pydną i Kynoskejfalaj, które wykazały wyższość formacji manipularnych nad falangą.

Figurki metalowe firmy Old Glory, dowództwo - Magister Militum, skala 10 mm, malowanie październik 2008.
Podstawki kompatybilne z systemem Warmaster Ancients.

sobota, 18 października 2008

Tessalowie i hetajrowie


Kampania do Warmastera zbliża się dużymi krokami. Wczorajszy i dzisiejszy wieczór przeznaczyłem na malowanie falangi, ale przyznać muszę, że te maleństwa maluje się w bardzo powoli. Aby wystawić minimalną ilość sarissophoroi muszę pomalować 108 figurek. Aż mi się robi słabo jak o tym pomyślę. Aby moja armia powstała jeszcze w tym dziesięcioleciu - musiałem sięgnąć po moje starsze figurki do armii Macedonii. Nie jestem zadowolony do końca z malowania, a na pewno nie mogę patrzeć na podstawki. To moje pierwsze bazgranie w skali 10 mm, a miało miejsce ponad rok temu. Wiem na pewno, że twarze pójdą do ponownego malowania. Od nowa zamierzam także zrobić podstawki. Wykorzystam gotowe, metalowe, produkcji Wargamera jako bazę, dojdzie folia magnetyczna, korek, piasek, farby i trawka. Zrobię to dopiero jak pomaluję wszystkie pozostałe oddziały. Tak czy siak, ciężką kawalerię mam już z głowy :)



Na zdjęciach:
1. Tessalska ciężka jazda, najlepsza konnica w dobie hellenizmu.
2. Hetairoi, czyli "Towarzysze", ciężkozbrojna jazda macedońska rekrutująca się z przedstawicieli arystokracji, stanowiąca królewską gwardię przyboczną, dowodzoną podczas bitwy bezpośrednio przez króla.

Figurki metalowe firmy Magister Militum, skala 10 mm, malowanie maj-czerwiec 2007.
Podstawki kompatybilne z systemem Warmaster Ancients.

piątek, 17 października 2008

Kampania do Warmastera


Warszawski Wargamer, pod auspicjami Kryptona i NairoDa organizuje kampanię do Warmaster Ancients. Oczywiście zgłosiłem się, gdyż Warmaster to jeden z moich ulubionych systemów bitewnych. Figurki do tego systemu są przewidziane w skali 6 lub 10 mm. Warszawskie środowisko graczy preferuje te większe. Najbardziej lubię modele firmy Magister Militum, choć za najlepsze uważam figurki do tej skali wykonane przez Old Glory. Posiadam praktycznie całe armie na 1200 pkt. do Seleukidów i do Kartaginy, choć pomalowanych mam niewiele modeli. W tej chwili mam gotowe dwa oddziały ciężkiej kawalerii, dowódców i oddział słoni. Aby przystąpić do kampanii z pomalowanymi figurkami - powinienem na dniach pomalować aż cztery oddziały saissophoroi (czyli 12 podstawek). W poczekalni leżą także thureophoroi, jazda Tarentynów, katafrakci, procarze i jeszcze jeden oddział słoni. Ciekawe oddziały, które zamierzam w przyszłości także zdobyć to jeźdźcy wielbłądów i rydwany z kosami. Seleukidzi dają mi możliwość budowania armii bardzo różnorodnej, a więc ciekawej. Na przykład samej lekkiej piechoty mogę używać zarówno greckiej, jak i perskiej, ewentualnie trackiej lub celtyckiej (galackiej). Nic nie stoi na przeszkodzie, aby mieć armię nawet na 3500 pkt, gdzie każdy oddział będzie z innej bajki :)

Skąd tylko wziąć czas na pomalowanie takiej ilości figurek?


Na zdjęciach:
1. Indyjskie słonie bojowe z wieżami na służbie monarchii Seleukidów.
2. Dawni członkowie macedońskiej Agemy, później oficerowie na służbie spadkobierców Aleksandra Wielkiego.

Figurki metalowe firmy Magister Militum, skala 10 mm, malowanie październik 2007.
Podstawki kompatybilne z systemem Warmaster Ancients.

czwartek, 16 października 2008

Forpoczta janczarów


Mimo, że jestem człowiekiem obdarzonym bujną wyobraźnią, jednak malując jakiś oddział lubię pomalować najpierw jeden lub dwa elementy, aby się przekonać naocznie, jak będzie się prezentował. Właśnie skończyłem pierwszy z dziesięciu element do orty janczarów. Kolejne podstawki są już zagruntowane. Teraz ruszy taśmowe malowanie.

niedziela, 12 października 2008

Wataha czerni kozackiej


Czerń kozacka to po prostu pospólstwo, zwyczajni kozacy, uchodnicy, którzy z pewnych przyczyn osiedlili się na Dzikich Polach. Przez te tereny przebiegał szlak wypraw tatarskich. Aby się uchronić przed jasyrem i grabieżą, Kozacy zaczęli łączyć się w większe grupy i oddziały zwane watahami. W sytuacjach kryzysowych zwoływano tzw. koło na którym wybierano przywódcę czyli atamana. Wataha była oddziałem o różnorodnym uzbrojeniu.

Czerń kozacka to jeden z pierwszych zestawów Wargamera w skali 15 mm do wojen XVII wieku. I jest eksperymentem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Figurki zostały odlane ze zbyt miękkiego stopu, co ma swoje zalety, gdyż wystające elementy są podane raczej na zginanie, niż na złamanie. Skala to prawdziwe 15 mm, rzeźby są wykonane z pietyzmem, proporcje są doskonałe.


Ciekawostką jest fakt, że na skutek konfliktu Wargamera z odlewnią, figurki-matki przepadły. Dostępne w tej chwili modele czerni są ostatnimi dostępnymi, a ponadto są objęte dużą przeceną (aktualna cena zestawu to 25 zł, gdy cena wyjściowa wynosiła 40 zł). Jestem przekonany, że figurki przedstawione na zdjęciach, ze względu na limitowaną ilość, za kilka lat będą obiektem westchnień wielu kolekcjonerów skali 15 mm.

Malując figurki z tego zestawu możemy dać folgę swojej wyobraźni. To czerń kozacka – zbitka indywidualności o rożnym cenzusie majątkowym. Ataman ma złoty kolczyk w uchu, ale ma gołe łydki. Chorąży ma barwę piechoty rejestrowej, ale na pierwszy rzut oka widać, że to dezerter. Znajdziemy tu chłopa z cepem i dzikiego kozaka z kiścieniem. Jeśli idzie o malowanie to hulajdusza, full wypas.

W skali dziesięciopunktowej przyznaję notę 8. Polecam zaś ze względu na korzystną cenę i zbliżającą się unikalność zestawu.

Na zdjęciach:
1. "Zaporożcy piszący list do sułtana tureckiego" wg. Ilji Riepina, moim zdaniem najwspanialszy obraz tego ukraińskiego malarza, ukazujący kozaków w pełnej krasie.
2. Figurki metalowe firmy Wargamer, skala 15 mm, rok produkcji 2007, malowanie wrzesień - październik 2008.

czwartek, 9 października 2008

Reductio II czyli najtańsi Moskale w skali 15 mm


Jak tanim sumptem dorobić się tanich strzelców moskiewskich? Skalpelem i klejem. Czerwona figurka w środku do niedawna była w skali 1:72. Zmniejszyłem ją do skali 15 mm tym samym sposobem, jakim zredukowałem wzrost Celtów.

Na zdjęciu obok widać różnicę, a to przecież ta sama figurka! Spytałby ktoś po co tyle zachodu? Po pierwsze jak to się mówi- dla sportu, czyli raczej hobbystycznie. Po drugie - pomysł oryginalny, na stole gry raczej mało kto będzie miał podobny oddział. Po trzecie - z oszczędności. Zestaw "Zvezda 8040 - Russian Strelets Infantry", w skład którego wchodzi 46 figurek kosztuje 16 złotych, za taką ilość w metalu zapłaciłbym pewnie około 90 złotych, a prikaz strzelecki liczył od tysiąca do dwóch tysiąca chłopa. Jakiego przelicznika bym nie stosował, zawsze to będą duże, a co za tym idzie drogie regimenty.

Zresztą nie oszukujmy się, zestaw Zvezdy jest niezły, rzekłbym nawet zacny. Warto go wykorzystać, bo cieszy oko. Jest sporo przy tym pomyśle dłubaniny, ale zbliża się zima, więc co może być lepszego wieczorami, niż przy lampeczce poznęcać się nad plastikowymi Moskalami. Jakie to przyjemne i patriotyczne :)

środa, 8 października 2008

Orta janczarów


Dziś wybrałem się na Wilczą, do sklepu Wargamera. Co prawda miałem zamiar kupić trzy sotnie kozaków rejestrowych, ale niestety nie było ich akurat na haku. Wobec tego szarpnąłem się na wydatek i kupiłem zestaw OTT-1 czyli ortę janczarów.

W domciu drżącymi rękoma otworzyłem woreczek. Pierwsze wrażenie nadzwyczajne! Pozy żołnierzy wyśmienite do gier bitewnych, czyli dostatecznie statyczne, aby nadmiar elementów nie wystawał poza podstawkę. Rzeźba jak zwykle fantastyczna i proporcje idealne. Za 57 zł (mam 5% rabatu) dostałem 30 figurek wraz z podstawkami i sztandarem. Przelicznik dobry, bliski ideału. Przyjrzyjmy się samym figurkom. Biały metal niestety zbyt kruchy. Wargamer wciąż jest na etapie testowania stopu. Tym razem jest twardy i łamliwy. O ile figurkom nic nie grozi, o tyle na pióropusze trzeba bardzo uważać. Już po otwarciu okazało się, że kilka jest złamanych, w sumie małe piwo, bo piórka janczarzy nosili raczej na paradach. Gorsza sprawa z szablą dowódcy. Mój aga jej nie ma, gdyż jest ułamana! Całe szczęście mam w szufladzie Green Stuff i spinacze biurowe. Dorobię mu tuğ, czyli pewien rodzaj buńczuka będący znakiem danej orty i jednocześnie oznaką funkcji wodza. Figurki mają 17 mm, czyli dryf skali ma charakter rosnący. I bardzo dobrze. 18 mm to wg. mnie masterclass, więc zbliżamy się do ideału :)
Aga, buńczuczny i klarnecista są unikatowi, pozostałe modele powtarzają się proporcjonalnie. W skali dziesięciopunktowej oceniam zestaw na 9. Punkt poleciał za kruchość materiału, pozostałe walory, czyli jakość odlewu, proporcje i zgodność historyczna są bezkonkurencyjne. Ścisła czołówka światowa! Gratuluję i czekam na kolejne zestawy do pohańców! Allah Akbar!

poniedziałek, 6 października 2008

Słowiańskie Braterstwo


Wczorajsze niedzielne popołudnie spędziłem z rodziną na starówce, a konkretnie na podzamczu stołecznego barbakanu. Odbyła się tam impreza plenerowa, a właściwie całodniowy festyn historyczny pt. "Słowiańskie Braterstwo", podczas którego wraz z żoną i dziećmi mieliśmy okazję cofnąć się o jakieś tysiąc lat wstecz.

Nad Wisłą, na skwerze na przeciwko ruin legendarnej piwiarni "Albatros", wyrosła wioska słowiańska, w której mogliśmy się przyjrzeć dawnym rzemieślnikom. Wyrób filcu, sieci rybackich, tkactwo, rogownictwo, warzenie soli, kowalstwo, skórnictwo, garncarstwo oto zestaw rzemiosł, które mogliśmy obejrzeć "na żywo". Ponadto organizatorzy zapewnili nam inne atrakcje podnoszące poziom adrenaliny. A były to pokazy walk i uzbrojenia wojów z czasów Bolesława Chrobrego oraz polowanie z sokołem. Dawne jadło, pieśni obrzędowe z terenów całej słowiańszczyzny pozwoliły nam poczuć niesamowitą atmosferę tego miejsca.


Odbyła się także inscenizacja obrzędu postrzyżyn, czyli przejście chłopca do wieku męskiego. W pewnym momencie stojąca za mną blondynka zapytała gładko wygolonego na ciemieniu mężczyznę w modnym stroju sportowym: "A co to są postrzyżyny?". Odpowiedź była błyskawiczna: "A to takie obrzezanie!" Całe szczęście w dzieciństwie czytałem "Starą Baśń" Kraszewskiego, inaczej bym zemdlał widząc piastuna z nożycami wielkości sekatora. Doszedłem do wniosku, że takich imprez powinno być więcej, bo jako naród mało wiemy o swojej kulturze i przeszłości...


Organizatorem było Towarzystwo Kultury Teatralnej, impreza została sfinansowana przez Miasto stołeczne Warszawę - Dzielnicę Śródmieście. I chwała im za to. Szkoda tylko, ze ściągnęli do Warszawy grupę rekonstrukcyjną z Poznania. Szkoda dlatego, że było wielu młodych ludzi, którzy chcieli wstąpić w szeregi bractwa. Jednak na pytanie jednego chłopca: "Co trzeba zrobić, aby zostać giermkiem?" padła odpowiedź: "Musisz się przeprowadzić do Poznania".

A można było ściągnąć naszą stołeczną ekipę Jomsborczyków, których gród mieści się nad Zalewem Zegrzyńskim. Z pewnością ci młodzi chłopcy mieliby szansę stać się otrokami, czyli najmłodszymi w hierarchii drużyny z nad Zegrza. Co prawda Jomsborg to nie Słowiańsczyzna, ale mogli ich ściągnąć chociaż jako wsparcie. Całe szczęście niektóre bractwa rycerskie miały głowę na karku i kręciły się w pobliżu podtykając młodzieży ulotki z namiarami do ich komandorii. Sam otrzymałem ulotkę bractwa "Excalibur" działającego przy Domu Wojska Polskiego (czyli tam gdzie działa klub wargamingowy "XIII Dywizja"). Widocznie werbownicy uznali, że się nadaję.

Szlachetność wypisana na mojej twarzy jest tak oczywista, że uznano mnie za godnego noszenia pasa rycerskiego, a właściwie szyszaka :)

Oto program szczegółowy:
12.00 – 14.00 – pokazy walk i uzbrojenia
14.00 – postrzyżyny – inscenizacja
15.00 – średniowieczne zabawy
16.00 – pokazy sprawności wojów, pokazy walk
17.00 – braterstwo krwi – inscenizacja

niedziela, 5 października 2008

Sobotnie paćkanie


Niedużo w ten weekend popaćkałem, a to za sprawą mojego szwagra, który mnie odwiedził z siateczką w której radośnie pobrzękiwały browary. Dziś mam w planach wypad z na starówkę, no i wieczorem muszę dla Akhada wysmażyć artykuł do Maya Network News. Mimo to drugi element czerni kozackiej udało mi się skończyć :)

czwartek, 2 października 2008

Szymona Kobylińskiego gawędy o broni i mundurze

Gdy włączam TV z niesmakiem przerzucam kanały. Wreszcie dochodzę do kanału 24, na którym mam nastrojony Discovery Channel. 18 kwietnia 2008 roku Discovery Communications zdjęło z anteny mój ulubiony blok Civilization i zastąpiło go nowym o nazwie World, który zamiast emitować programy historyczne, przedstawia mi losy pewnego kasyna lub warsztatu samochodowego w Stanach Zjednoczonych. Przyznam szczerze, że od tego momentu włączam telewizor tylko jako monitor dla odtwarzacza DVD. Wracam czasami też do wspomnieniami do programów historycznych z czasów PRL, gdzie obok "Sensacji XX wieku" Bogusława Wołoszańskiego i programów o starożytności profesora Aleksandra Krawczuka, uwagę widzów w wieku od 5 do 95 lat przykuwały gawędy Szymona Kobylińskiego. Ten wspaniały grafik i historyk siedział w studio przed kamerą, rysując węglem na arkuszu papieru snuł opowieść pełną magii, a najciekawsze jest to, że była to opowieść prawdziwa. Pan Kobyliński opowiadał o I Rzeczypospolitej w taki sposób, że telewidz oczami wyobraźni widział wspaniałych rycerzy, dumnych kawalerów i piękne białogłowy z tego okresu. Prowadzący pan z długą brodą sprawiał wrażenie, jakby właśnie wysiadł z wehikułu czasu lub komory kriogenicznej i opowiadał o ludziach, których znał, czasach, które przeżył i które już nie powrócą. Czuło się w jego opowieściach nutę nostalgii za minionymi dziejami, ale i dumę z tego, że jest się Polakiem...

Dziś nadaremnie szukać pasji u prezenterów telewizyjnych, posiadających czasem kłopoty z dykcją, czasem wadę wymowy lub zgryzu, ale z pewnością nie znajdziesz dziś takiego, który dorównałby panu Kobylińskiemu wiedzą. Niewielki fragment tych opowieści i próbkę klimatu, który je otaczał znajdziemy książce pt. "Szymona Kobylińskiego gawędy o broni i mundurze" wydanej w 1984 przez wydawnictwo MON. Jest to pozycja, która aż się prosi o wznowienie, zaś którą można kupić dziś w dobrych antykwariatach i na serwisach aukcyjnych. Cena jest niewysoka, często zbliżona do kosztów wysyłki, więc jest zachęcająca. Z pewnością nie mniej niż bogate ilustracje i wspaniałe opowieści mistrza pióra i węgla, świętej pamięci pana Szymona Kobylińskiego. Warto jeszcze raz poczuć ten klimat, który dał początek pasji wielu tysięcy Polaków, jaką jest miłość do swojego kraju. I do jego historii.

środa, 1 października 2008

Powrót do przyszłości


Trzeci Zhanshi ze starego startera do Yu Jing został skończony. Ciężki przypadek, zacząłem go malować w styczniu (sic!), potem wróciłem do niego w lipcu. Wczoraj wieczorem się zawziąłem i go skończyłem. Dwa słowa na temat tej figurki. Po pierwsze ma jakąś kosmiczną pozę, wygląda jakby postać się opierała o jakąś skrzynię, postanowiłem więc dorobić zhanshiemu pod pupę zgrabny kuferek. Bitsy z zestawu startowego do Mordheimu i odrobina green stuffa załatwiły problem. Nie miałem jednak pomysłu na podstawkę, chciałem aby nie była zapchana trawkami, kamykami etc., aby zrównoważyć masę skrzyni. Stanęło na równej powierzchni typu droga, lotnisko czy kort tenisowy. Muszę przyznać szczerze - nie lubię tej figurki, ma dziwną pozę, źle mi się ją malowało i zabrakło mi pomysłu na wykończenie podstawki. Niech tak będzie. Może jej walory na polu bitwy sprawią, że przełamię tę niechęć, która sprawiła, że przez pół roku nie pomalowałem dosłownie nic do Infinity. A poniżej zamieszczam zdjęcie mojej pierwszej figurki do tego systemu, którą malowało mi się z największą przyjemnością. Poza też normalna, może jestem po prostu tradycjonalistą?