środa, 30 lipca 2008

Nad Motławą...

Wyjeżdżając na wakacje podjąłem solenne postanowienie, że jeśli nie będzie ładnej pogody, wówczas udam się do Malborka, aby zwiedzić stolicę dawnego państwa Zakonu Krzyżackiego.

Jednak wciąż pogoda jest piękna, w związku z tym spędzam czas na plaży. W końcu wziąłem się w garść i ruszyłem na gdańską starówkę.

Ponieważ to trzeci dzień Jarmarku Dominikańskiego - na ulicy dziki tłum. Język polski miesza się z niemieckim, zupełnie jak dawniej. Tylko przy nabrzeżu zamiast statków handlowych cumują jachty turystyczne bądź tramwaje wodne. Zaś na Rybim Targu owszem można dostać rybę, ale usmażoną, gdyż pełno tu smażalni.

Mimo to na gdańskiej starówce czuję, że to miasto ma swoją historię.

Jutro mam zamiar popłynąć w rejs z Gdańska do Helu. Prognozy sugerują, że będzie ładna pogoda przez kilka dni. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku z Malborka nici...


Na zdjęciu:
Widok z okna pociągu na zamek w Malborku, wygląda na to, że w tym roku na twierdzę krzyżacką popatrzę tylko przez okno.

niedziela, 20 lipca 2008

Kanikuły


Nadszedł wreszcie długo oczekiwany czas urlopu. Znów z całą rodziną jedziemy do Gdańska, miasta w którym chętnie zamieszkałbym na stałe, po pierwsze bo leży nad morzem, po drugie bo ma świetną starówkę, wreszcie po trzecie bo mniejsze tempo życia. Jak będzie padało to wybiorę się na wycieczkę do pobliskiego Malborka. Rzeczą oczywistą jest, że przez najbliższe dwa tygodnie raczej nie pojawi się żaden wpis w moim blogu, choć postanowiłem, że smażąc się na plaży napiszę kilka brudnopisów dla przyszłych wpisów.

Na zdjęciu:
Cesarski Halabardnik, tak prawdopodobnie w XVI wieku mógł wyglądać gdański strażnik miejski.
Figurka plastikowa firmy Games Workshop. Skala 28 mm. Rok produkcji 1997. Malowanie styczeń 2008 r.

czwartek, 17 lipca 2008

Pancerni Krzywoustego

Właśnie skończyłem pierwszy z dwunastu elementów, z którego będzie się składała drużyna Bolesława Krzywoustego z okresu wojny z Niemcami, czyli z 1109 roku.

Zacząłem od pancernych. Ponieważ to elitarna i zawodowa formacja, drużynnicy są uzbrojeni dość jednolicie. Pamiętać należy, że w tamtych czasach nie istniało pojęcie uniformu. Jednak książę od swojej drużyny mógł wymagać wysokiego standardu, który nie powinien zejść poniżej pewnego poziomu. I dlatego wszyscy woje noszą pod zbroją odzież z czerwonego sukna – barwy księcia Bolesława, podobnie rzecz się ma ze zdobieniami na tarczach. Barwy typowo polskie.


Na tym polskie elementy się kończą. Uzbrojenie typowo niemieckie, co nie powinno dziwić. W owym czasie najlepsze zbroje i broń w tej części Europy były produkowane przez naszych zachodnich adwersarzy. Nie zapominajmy także, że w tym czasie ziemie polskie były politycznie zależne od Cesarstwa, którego kultura i doktryna wojenna odcisnęła piętno na naszym rodzimym rycerstwie. Stąd uzbrojenie niemieckie, a dokładniej normańskie. Długa kolczuga z krótkimi rękawami, noszona bez kolczych nogawic to typowe uzbrojenie zamożnego wielkopolskiego rycerza z początku XII w. Mniej zamożni rycerze nierzadko nosili zbroje łuskowe lub skórzane kaftany nabijane ćwiekami. Chełm z nosalem, często pokryty złotem lub miedzią, to element odróżniający nas od ascetycznego niemieckiego szlachcica. Tarcza migdałowa dająca świetną osłonę zarówno pieszo jak i konno wzmocniona metalowym umbem. Włócznie typowe, choć jeszcze czasem można było ujrzeć rycerza z włócznią ze skrzydełkowym grotem, niezwykle popularną wiek wcześniej. U pasa miecz normański – jak na zamożnego szlachcica przystało. Zawieszany na rapciach pasa noszonego na kolczudze, bądź pod nią, wówczas głownia miecza wystawała z charakterystycznej kieszeni.


Uzbrojenie niemieckie trafiało w ręce polskiego rycerstwa trzema drogami. Pierwszym sposobem zdobycia dobrego rynsztunku jest złupienie przeciwnika. Niemiecki feudał wzięty do niewoli po opłaceniu wysokiego okupu wracał z wyprawy bez konia, broni i zbroi, obdzieranie trupów też nie należało do rzadkości. Drugim źródłem był przemyt. W owym czasie prawo cesarskie zakazywało sprzedaży Słowianom broni i uzbrojenia. Jednak chęć zysku powodowała, że bardziej obrotni kupcy nie odmawiali sobie możliwości obłowienia się. A ich ceny z pewnością nie należały do niskich. Trzecim sposobem zdobycia rynsztunku była służba w wojsku niemieckiego feudała. Wielu możnych posyłało swoich synów, aby pobierali nauki za granicą. Czasami także wbrew swojej woli, gdy ich potomstwo zostawało zatrzymane na dworach niemieckich możnowładców, czy nawet samego Cesarza jako zakładnicy. Przecież nawet sam Bolesław Chrobry był na dworze Cesarza Ottona gwarantem pokoju i lojalności swego ojca, Mieszka.


Na zdjęciach:
Pancerni Bolesława Krzywoustego – Bitwa na Psim Polu 1109 r.
Figurki plastikowe firmy Strelets, skala 20 mm (1:72), rok produkcji 2007, malowanie lipiec 2008 r.

poniedziałek, 14 lipca 2008

Ostatnio przeczytane...

Właśnie się zabrałem za malowanie figurek rycerzy i wojów piastowskich, w tym celu musiałem się nieco dokształcić w dziedzinie uzbrojenia, gdyż jak większość osobników zamieszkujących nasz piękny kraj uległem pewnym stereotypom wykreowanych na bazie lektury Kajka i Kokosza, a także pewnych wizerunków, które próbowano nam zaszczepić z okazji obchodów tysiąclecia państwa polskiego.

Zacząłem od pięciu pozycji książkowych znajdujących się w pobliskiej bibliotece, oto one:


Bardzo dobre opracowanie dla miłośników historii oręża, zarówno Polan, ale także Czechów, Wieletów, Obodrytów i innych plemion wchodzących w skład etnosu zwanego Słowianami Zachodnimi. Autor nie zapomniał także o sąsiednich nacjach, czyli Niemcach, Duńczykach, Jomsborczykach i wielu, wielu innych. Opracowanie zawiera wiele ilustracji przedstawiających poszczególnych wojowników, ale także znajdziemy tam mapy, opisy bitew, czy ilustracje przedstawiające okręty czy budowle.


Druga pozycja będąca jakby kontynuacją poprzedniego albumu, dotyczy początków państwa polskiego, obejmuje czasy od rządów Mieszka I do rozbicia dzielnicowego. Ponadto możemy poznać zwyczaje i historię innych plemion słowiańskich, ale także dowiemy się co nieco o innych sąsiednich nacjach. Podobnie jak w poprzedniej części ilustracje kombatantów, zamków, machin oblężniczych i bogate opisy bitew i starć.


Bardzo dobre opracowanie dotyczące konfliktu między Mieszkiem władcą Polan, a margrabią Hodonem. Głęboko zbadane podłoże konfliktu, historia powstania państwa Mieszka i Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Doskonałe opracowanie dotyczące broni, dokładnie opisane i wykazane podobieństwa i różnice, zarówno w uzbrojeniu, jak i w taktyce.


Poniekąd kontynuacja poprzedniego tytułu. Autor zabiera nas w podróż w przeszłość w czasy panowanie Bolesława Chrobrego. Dzięki panu Pawłowi Rochale dokładnie przyjrzymy się konfliktowi polsko-niemieckiemu, który zakończył się sukcesem Bolesława Mieszkowica przez potomnych zwanego Chrobrym.




Niestety ta pozycja sprawiła mi duży zawód. Po pierwsze temat potraktowany bardzo pobieżnie i niedokładnie. Po drugie zawiera sporo błędów i nieścisłości, możliwych do wychwycenia nawet dla laika. Generalnie dla początkującego zbyt pobieżne i mylące, dla bardziej doświadczonego badacza – nieprzydatne.


Za tydzień jadę na urlop, więc na plażę zabieram „Dzikowy Skarb” Karola Bunscha. Kiedyś czytałem jego trylogię o Aleksandrze Macedońskim. Mam nadzieję, że cykl „piastowski” zapewni mi tyle samo wspaniałych wrażeń :)

niedziela, 13 lipca 2008

Średniowieczna dyskoteka


Często badając dany okres historyczny koncentrujemy się na źródłach pisanych, wykopaliskach, ikonografii, numizmatyce i innych nośnikach informacji, które są niezbędne, aby dany model, czy figurki były wykonane zgodnie z realiami epoki, którą mają unaocznić.

Dla mnie równie ważny jest klimat. Zawsze gdy maluję figurki z jakiegoś okresu, staram się poczuć epokę, aby móc oczyma wyobraźni ujrzeć ówczesny świat, spróbować sobie wyobrazić, co mogli czuć i myśleć ludzie w tamtym okresie.

Ale zmysły to nie tylko wzrok, to także smak, węch, dotyk. Dziś zajmę się zmysłem równie ważnym, mianowicie słuchem.

Aby usłyszeć dźwięki dawnej epoki (nie mam tu na myśli bynajmniej szumu morza czy śpiewu ptaków) powinniśmy pogrzebać w bardzo szerokiej ofercie zespołów muzycznych, które zajmują się rekonstrukcją muzyczną dawnych utworów.

Dla mnie numer jeden w tej kategorii to zespół Stary Olsa z Białorusi. Repertuar zespołu to białoruskie ballady, pieśni wojskowe, tańce. Rekonstrukcja polega na odtwarzaniu muzyki z czasów średniowiecza i renesansu, na podstawie starych zapisów nutowych oraz odtwarzania na podstawie tradycyjnych utworów. Smaku dodają jeszcze dwa aspekty, mianowicie to, że instrumenty są wykonane wg. starych technik i materiałów. Drugi ważny element to ubiory z epoki, zresztą muzycy w ogóle wyglądają jakby byli „nie z tej bajki”.

Zespół możemy zobaczyć na żywo na wszelkich festiwalach folkowych, zjazdach miłośników historii, czasem w Biskupinie, czasem na polach Grunwaldu. Generalnie tam gdzie pojawia się większa ekipa ludzi z mieczami, tarczami, pieszo lub konno :)

Mój ulubiony repertuar jest zawarty na dwupłytowym wydawnictwie pt. „Skarby Litwy”, podzielonym na dwa okresy. Jest to trzecia i czwarta płyta w dyskografii zespołu.


Pierwszy album to „Średniowiecze”. W pierwszej części płyty możemy tu poczuć klimat pogańskiej Litwy, puszcza i drewniano-ziemne konstrukcje. Druga część to późne średniowiecze. Tu już czuć wpływy zachodnie. W owym czasie Litwa coraz silniej wiązała się z Polską, nie tylko politycznie, ale przede wszystkim kulturowo. Niesamowite jest to, że w klasycznych utworach tego okresu czuć jednak pewną dzikość i namiętność tak charakterystyczną dla wschodu, naszych kresów, czy nawet prawobrzeżnej części Warszawy :) Szczególnie polecam ten album podczas malowania armii litewskiej z czasów bitwy pod Grunwaldem, ale równie fajnie będzie się malować się przy tej muzie armię Aleksandra Newskiego.


Drugi album to dla mnie absolutny numer jeden w repertuarze Starego Olsy, nosi dość sugestywny tytuł „Renesans”, gdyż znakomita większość to utwory z XVI i XVII wieku. Genialne klimaty, wspaniała muzyka, czysta adrenalina. Moje ulubione to skoczne „Saltarello”, skądinąd znany także z repertuaru Dead Can Dance, oraz moim zdaniem największy utwór zespołu, melancholijny i monumentalny „Rycar Zbrojny”, swoją drogą w tamtym czasie chyba przebój, gdyż znany w kilku wersjach językowych. Oczywiście mam na myśli dialekty rusińskie. Generalnie przy tej muzyce warto malować figurki Rzeczpospolitej, ale także Kozaków, czy nawet Moskwy.

Stary Olsa ma swoją stronę internetową, pod adresem http://staryolsa.com/pol/ znajdziemy garść informacji o zespole, dyskografię, tekstów i zdjęcia zespołu z różnych imprez. Dodać należy, że płyty są fajnie wydane i można je kupić za bardzo przyzwoitą cenę. Nie warto więc piratować, tym bardziej, że muzycy robią wielką rzecz i szkoda byłoby ich pozbawić za to wynagrodzenia.

czwartek, 10 lipca 2008

Dzieje pewnego gracza cz.2

Pierwszym poważnym etapem w moim życiu jeśli chodzi o gry wojenne jest okres 1985-1988. Zaczęło się od tragedii, mianowicie śmierci mojego ojca w lutym 1985. Mniej więcej pół roku później moja matka przekazała mi kolekcję niesklejonych samolotów w skali 1:72. Była to dość pokaźna ilość modeli alianckich z II wojny światowej produkcji brytyjskiego Matchboxa. Do tego dość duże pudło farb Humbrola. No i rarytasy – dwa modele Airfixa w skali 1:24 – brytyjski Hurricane i amerykański Mustang. Ponadto około 10 modeli radzieckiego sprzętu firmy Tamiya w skali 1:35. Nie chcąc się porywać z motyką na słońce instynktownie skierowałem swoją uwagę na modele w mniejszej skali.


Tu pozwolę sobie na pewną dygresję. W 1982 roku zamieszkaliśmy na warszawskim Bemowie, czyli blokowisku. Na moim podwórku, wokół którego stały równo poustawiane budynki mieszkało – niech policzę – 528 rodzin, powiedzmy, że średnio co druga miała dziecko (były oczywiście rodziny bezdzietne lub mające dwójkę dzieci, ale uśredniłem) daje nam to wynik około 214 dzieci na podwórku i uwaga wszystkie niemal w tym samym wieku, czyli rocznik 1976 i 1975. Jak komuna to komuna. Od reguły są oczywiście wyjątki. Na naszym podwórku mieszkało około 10 chłopaków o jakieś pięć lat starszych ode mnie. Oczywiście trzymali się razem, a co ważniejsze dla moich dziejów - zajmowali się modelarstwem.


Związałem swoje losy z nimi na zasadzie symbiozy starszego i młodszego koleżeństwa. Ich korzyścią było to, że mogli od czasu do czasu dotknąć oryginalnego Matchboxa – w tamtych czasach sprawa legendarna, takich rzeczy się nie widywało w sklepach, tylko jedna osoba na podwórku miała katalog tej firmy, a tą osobą byłem ja. Byłem więc dla nich cennym nabytkiem. Mój ojciec posiadał także obszerną bibliotekę. Kumple więc mieli możliwość się dokształcić lub pierwszy raz zobaczyć japoński sprzęt pancerny na fotografii. Wtedy nie było internetu! Natomiast w zamian ja mogłem się z nimi „pobawić”. A bawili się w gry wojenne.


Polem bitwy było mieszkanie niejakiego Abety. Gdy miał wolną chatę wszyscy zbieraliśmy się u niego, każdy przynosił swoje modele samolotów w skali 1:72 i organizowaliśmy olbrzymią dwuwymiarową bitwę powietrzną. Dzieliliśmy się na dwie strony, każdy dowodził swoją flotą powietrzną. Oczywiście jednostki o najwyższej charyzmie przejmowały rolę głównodowodzącego, ale autonomia dowódców niższych rangą była znaczna. Skład armii był nieograniczony, nie było górnego limitu modeli, choć starano się kolekcjonować modele nacjami, to często zdarzały się radzieckie, czeskie lub polskie wstawki w związku z deficytem modeli. Byłem cennym nabytkiem, duża ilość brytyjskiego i amerykańskiego lotnictwa, wsparta „zestawem obowiązkowym” czyli Jakami i Łosiami. Posiadałem tak silną flotę powietrzną, że nikomu nie przeszkadzało, że byłem o kilka lat młodszy.


Rok później polskie sklepy papiernicze zalała fala podróbek modeli i żołnierzyków. Najczęściej podrabiany był Airfix. Na naszych polach bitew zagościły Shermany i piechota Australijska. Ale co najciekawsze wraz z włoską firmą Esci pojawił się Wehrmacht i Afrika Korps. Wolny rynek nadchodził dużymi krokami... Wkrótce pojawiły się inne produkty Esci -Pantery i Koenigtigery z zestawu - dioramy Bastogne, potem Monte Cassino, następnie Stalingrad. Człowiek już nie nadążał z malowaniem. Niektóre jednostki wchodziły do gry pomalowane na szybko plakatówkami (tak, tak, model nie pomalowany nie miał prawa brać udziału w bitwie, nie to co dziś)...


Po pewnym czasie nasze drogi zaczęły się rozchodzić, koledzy ponieważ byli starsi zaczęli mniej interesować się żołnierzykami, a bardziej dziewczynami, wódzią i papieroskami. Ja ponieważ byłem młodszy – zacząłem szukać sobie kumpli - modelarzy raczej w swoim wieku, okazało się, że wraz z wolnym rynkiem pojawiło się wiele nowych twarzy w moim wieku zarówno na podwórku, jak i w szkole. Gwoździem do trumny był incydent, gdy mój zestaw niemieckich żołnierzy, który kupiłem za 5 dolarów, które mi zostały z komunii (sic!) został ukradziony. Rozżalony zamknąłem ten etap w moim życiu. A powód był niebagatelny. Zestaw ten, który dziś na Allegro osiąga zawrotną cenę 10 zł, wtedy był wart połowę pensji mojej matki. No i trzeba go było ściągać z zagranicy, za pośrednictwem wujka lub sąsiada, który jechał na saksy. A ponieważ nikogo takiego nie miałem – zestaw ten był dla mnie bezcenny. No to się na nich obraziłem...


Na zdjęciach:
Dziś już nic mi nie pozostało z kolekcji z tamtych lat, ale gry wojenne w realiach II wojny światowej mają się lepiej niż kiedykolwiek, oto część mojej armii do systemu Mein Panzer wykonane z białego metalu przez firmę GHQ.
1.Pluton Tygrysów H1 z 13-tej kompanii Pułku Pancernego DGrenPanc "LSSAH" (Kursk 1943), skala 1/285 (6mm), malowanie sierpień 2007.
2.SdKfz 222 z Brygady Zmot. "LSSAH", północna Grecja 1941, skala 1/285 (6mm), malowanie wrzesień 2007.
3.Panzer II F z DGrenPanc "LSSAH" - Krym 1942, skala 1/285 (6mm), malowanie wrzesień 2007.
4.Panzer III F z DGrenPanc "LSSAH" - Krym 1942, skala 1/285 (6mm), malowanie wrzesień 2007.
5.Panzer IV F1 z DGrenPanc "LSSAH" - Krym 1942, skala 1/285 (6mm), malowanie wrzesień 2007.
6.Skradziony zestaw Esci, który już odżałowałem. Nigdy go nie odkupiłem, mimo, że jest ogólnodostępny w dzisiejszych czasach :)

środa, 9 lipca 2008

Litwa wraca!


Drugi element do mojego litewskiego kontyngentu został zakończony. Tym razem wykorzystałem dwa konie firmy Nexus. Efekt jest dla mnie wielce zadowalający. Teraz dzicy Litwini nie siedzą na ospałych chabetach, lecz wznoszą swe bojowe okrzyki na podnieconych rumakach. I o to chodziło :) W sumie z oryginalnego zestawu ostał się tylko jeden konik.


Na zdjęciach:
Lekka jazda litewska - Bitwa pod Grunwaldem 1410 r.
Figurki metalowe firmy Oddział Ósmy, trzy konie firmy Nexus, skala 15 mm, rok produkcji 2007, malowanie lipiec 2008.
Podstawki kompatybilne z systemami DBA, DBR oraz FoG.

poniedziałek, 7 lipca 2008

Bauhaus w komórce


Jakiś miesiąc temu jeden z użytkowników forum Wargamera, niejaki Yaco postanowił umieścić foto mojego sierżanta milicji Bauhausu w swojej komórce. Udostępnił również tę możliwość innym posiadaczom telefonów. Jest to możliwe pod adresem:
www.gallery.mobile9.com/f/485821/

Jest to dla mnie duży zaszczyt i nobilitacja, że komuś przypadła do gustu moja praca. Oczywiście zmotywowało mnie to do pomalowania kolejnego członka Milicji Książęcej.


Na zdjęciach:
Sierżant i szeregowy Milicji Książęcej Bauhausu.
Figurki plastikowe firmy Target Games, skala 28 mm, rok produkcji 1998, malowanie czerwiec 2008.

czwartek, 3 lipca 2008

Potrzeba matką wynalazku

Ostatnio odkryłem niezły patent na tanie konie w skali 15 mm. Ale może zacznę od początku...

Wziąłem się za modele armii polsko-litewskiej z bitwy pod Grunwaldem produkcji firmy „Oddział Ósmy”. Zacząłem od lekkiej jazdy litewskiej. Poukładałem sobie figurki w przegródkach i z niesmakiem stwierdziłem, że koniki dla Litwinów są tylko jednego wzoru. Ponadto figurki te są wykonane z wyjątkowo twardego i kruchego stopu. Podczas czyszczenia nadlewek jednemu z koni pękła noga. Nie rozpaczałem bardzo, gdyż już dawno używam klejów cyjanoakrylowych, które świetnie kleją tego typu materiał. Bardziej mnie irytował fakt, że cała lekka jazda litewska będzie siedzieć nie dość, że na koniach identycznych, to jeszcze w takich statycznych pozach, co wielce by się gryzło z dynamicznymi pozami jeźdźców. Nie mówiąc już o braku dzikości tego wojowniczego ludu.

Wówczas wpadłem na pomysł nieco nietypowy. Postanowiłem przejrzeć stare zestawy produkowane w skali HO. Najbardziej odpowiednie wydały mi się koniki należące do Apaczów, z racji braku siodeł i sporej dynamiki. Prezentują się one tak:


Skala okazała się idealnie pasować. Ponieważ szkoda mi było nie wykorzystać oryginalnego konia – umieściłem na podstawce jeden egzemplarz obok wspomnianego plastikowego wierzchowca. Z lewej strony na zdjęciu widać oryginalnego konia metalowego, z prawej natomiast plastikowego mustanga. Po sklejeniu, szpachlowaniu i pomalowaniu wyszło tak:


Teraz maluję drugą parę dosiadającej wyłącznie mustangów. Wyglądają o wiele korzystniej niż na spacerujących oryginalnych metalach. Wkrótce zamieszczę foto.

Ekonomiczny aspekt przedsięwzięcia okazał się być sukcesem. Zestaw firmy Nexus „Geronimo’s Apaches” (ATL04) kosztujący 19,90 zł składa się z 15 koni (po trzy z każdego wzoru), które wszystkie się nadają, aby je wykorzystać dosłownie w każdej epoce, oczywiście po konwersji. Czyli wychodzi 1,33 zł za konia. To jest około trzy razy taniej niż w metalu. Warto się zaopatrzyć w przynajmniej jeden taki zestaw „luzaków”, aby po prostu mieć możliwość urozmaicenia i zapas na okoliczność uszkodzenia, bądź zagubienia oryginalnych części.


Na zdjęciach:
Lekka jazda litewska - Bitwa pod Grunwaldem 1410 r.
Figurki metalowe firmy Oddział Ósmy, jeden z koni firmy Nexus, skala 15 mm, rok produkcji 2007, malowanie lipiec 2008.
Podstawka kompatybilna z systemami DBA, DBR oraz FoG.